niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 11.

Jesteśmy w Troyes.Bardzo pięknym mieście we Francji.Mijaliśmy wiele gotyckich i renesansowych kościołów, niestety, nie mamy czasu na zwiedzanie.Miłe,przyjemne miejsce -tak bym je zdefiniowała.Dlaczego akurat tutaj, tego jeszcze nie wiemy.Co chwilę jedno z nas zagląda do książki, aby sprawdzić, czy pojawiło się w niej coś nowego.Jak na razie nic.Tak wiec, zameldowaliśmy się w hotelu i postanowiliśmy pójść coś zjeść.Idziemy pieszo, wydaje mi się, ze mamy już troszeczkę dość przemieszczania się autem.Ta podróż bywa męcząca, zdecydowanie najbardziej szkodzi Kacprowi, który nie chce, abym to ja prowadziła.Chociaż przez dzień.A co ciekawsze jego jedyny argument brzmi tak: "Nie jestem pijany i głupi."Czy trzeba być pijanym i głupim, kiedy daje się dziewczynie prowadzić auto?Faceci..Niby prymitywne istoty, a jak bardzo momentami irytujące. Zajęliśmy stolik na świeżym powietrzu.Jest ciepło, chociaż zbliża się powoli zima.W tym roku, Boże Narodzenie spędzę z dala od domu, rodziny.Boli mnie to, ze tak bardzo ich zraniłam tym wyjazdem.Mam nadzieję, że jeśli wrócę kiedyś do domu, wybaczą mi. Taaa... jeśli wrócę.Zamówiliśmy jakieś losowe dania z menu.Ostatnio najczęściej tak robimy.Nie wiemy za bardzo, co oznaczają te nazwy, więc nie będziemy zgrywać nie wiadomo jakich konsumentów.Dołączyliśmy do zamówienia dwie kawy.
-Dziwne, ze jeszcze nie ma nic nowego.. -mówię przeglądając książkę.
-Ciekawe jak ona się aktywuje. -Kacper przesunął stojącego na stoliku tulipana w wazonie, tak aby miał lepszy widok.
-Magia. -odpowiadam. -To wszystko jest dla mnie magią.Czymś niewyobrażalnym.
-Yhymm..-Kacper mruknął coś pod nosem.Ewidentnie za moimi plecami znajdowało się coś interesującego. Zamierzałam się odwrócić, chciałam zobaczyć co go tak zaciekawiło, ale chwycił mnie za rękę. -Nie.Nie odwracaj się. 
-O co chodzi? -spytałam.Nie odwróciłam się.
-Dwóch kolesi.Siedzą na ławce i co chwilę się tutaj gapią.
-Może na te dziewczyny przy stoliku obok? -kiwnęłam głową w stronę dwóch nastolatek.Wyglądały na 15, może 16 lat.Piły coś z filiżanek i rozmawiały, żywo gestykulując i śmiejąc się. 
-Może.. -Kacper wzruszył ramionami.Kelnerka przyniosła nam właśnie kawę.Na nasze dania będziemy musieli pewnie jeszcze trochę poczekać. Wzięłam mały łyk.Bardzo dobra, taka.. delikatna, następnie znowu kartkowałam książkę.I jest.
-Mam! -niemal wykrzyknęłam, kiedy zauważyłam nowy wierszyk.
-Czytaj. -Kacper zabrał sie za picie swojej kawy.


Uważaj na nogi,
Nogi was gonią,
Uważaj na uszy,
Uszy was słyszą,
Uważaj na oczy,
Oczy was widzą,
Nie zważaj na prawo,
Uciekaj co tchu,
Nie mogą was złapać.
Nie teraz, nie tu.

-Cholera! -krzyknęłam.Oczy wszystkich zwróciły się w moja stronę.Nawet Kacper patrzył na mnie, jakbym była wariatką.Odwróciłam się gwałtownie.Faceci, którzy jeszcze przed chwilą siedzieli na ławce, teraz szli w naszą stronę. -Gonią nas! Musimy zwiewać! -Kacper wstał i chwycił mnie za rękę, powoli zmierzaliśmy przed siebie.Odwróciłam się, już nie szli, biegli.Kurde! Zaczęłam panikować ale Kacper wydawał się zadziwiająco spokojny. Przynajmniej tak mi się wydawało.Ruszył w boczną uliczkę.Troszkę węższą i ciemniejszą ale nadal bardzo ładną.I zaczął uciekać, biegł trzymając mnie za rękę.
-Szybko.. -wypalił. -Musimy ich zgubić. -przyśpieszył i znowu skręcił w jakąś uliczkę.Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam.Niestety, godziny siedzenia w samochodzie dały się we znaki i już po kilku minutach ciężko oddychałam.A Kacper znowu gdzieś skręcił.Za chwile sami się zgubimy w tym mieście! Obejrzałam się za siebie.Nie widziałam nikogo.Kilka przechodniów rzuciło nam bardzo dziwne spojrzenie.Uśmiechnęłam się grzecznie. "My tylko joggingujemy" -pomyślałam.Tak, joggingujemy w dżinsach i trampkach.Na pewno, też tak im się wydaje.Kacper zatrzymał się za ścianą jednego z budynków.Oddychał szybko, mi brakowało powietrza.
-Już? -spytał po chwili. -Możemy biec dalej? -związałam swoje włosy w kucyk.Jak to dobrze, że wzięłam ze sobą frotkę do włosów.Było mi strasznie gorąco.Kiwnęłam głową zgadzając się.Nie miałam siły by odpowiedzieć.Kacper znowu chwycił mnie za rękę i ruszył przed siebie.Zauważyłam, że robimy kółko.On chce wrócić do hotelu!Tylko, co, jeśli oni wiedzą, gdzie chwilowo mieszkamy? Zatrzymałam się gwałtownie i wyszarpałam rękę Kacprowi. 
-Co jest? -zatrzymał się kilka metrów dalej. Wzięłam głęboki oddech.Nie byłam pewna, czy uda mi się coś powiedzieć.
-A co .. -wydyszałam. -jeśli oni wiedzą... - i znowu wdech i wydech. -gdzie mieszkamy? -chyba nie spodziewał się tego pytania.Nie brał takiej możliwości pod uwagę.Może oni nas wcale nie ścigają.Może czekają sobie teraz spokojnie pod naszym hotelem? To by było mądre posunięcie z ich strony...i bardzo niekorzystne dla nas.
-Musimy to sprawdzić.. -Kacper odpowiedział mi dopiero po chwili.Nie biegliśmy już tak zawzięcie jak przedtem, chociaż jak dla mnie, nie była to wielka różnica.Znaleźliśmy się za boczną ścianą hotelu.Wyglądnęliśmy powoli zza ściany, w celu sprawdzenia, czy dwójka facetów kręci się gdzieś przy wejściu.I faktycznie, stali tam.Co za pech!
-Kurwa.. -Kacper uderzył pięścią w ścianę.Szukałam jakiejś podpowiedzi w książce ale nic nie znalazłam. Chociaż... chwilka.
-Nie zważaj na prawo. -wyszeptałam.O co tutaj chodzi?
-Co.. mamy ich zabić? -Kacper przeczesał dłonią włosy, które były gdzieniegdzie mokre od potu.Ciekawe, jak moje wyglądają...Nie, nie chcę tego wiedzieć  i to chyba nie najlepszy moment na takie problemy, mamy teraz znacznie większe..
-Nie. Nie zabić. -na pewno nie o to chodziło.Zabić kogoś? Czy ja jestem zdolna do takich rzeczy?Zrobiło mi się zimno na samą myśl takiego obrotu sprawy.Karolina użyj mózgu. Jakiś plan by nam się przydał..
-Dlaczego akurat zaparkowałem nasze auto tuż przy wejściu? -Kacper chodził tam i z powrotem.Mówił sam do siebie. -No ale gdzie go miałem postawić? -Rozglądnął się. Świetnie, on sam sobie dopowiadał na pytania!Wariat!Razem z potem musiał się także uwolnić jego rozum. Wyglądnęłam powoli zza ściany...
-Nie ma ich! -wypaliłam.Kacper stanął obok mnie i także się wychylił.
-Dziwne.. -powiedział.
-Oj. Bardzo dziwne. -Odwróciliśmy się.Faceci stali i patrzyli na nas dziwnie się przy tym uśmiechając.Jeśli można to nazwać uśmiechem. Kurcze, musieli iść naokoło budynku.Razem ruszyli w naszą stronę.Kacper od razu rzucił się na tego, który znajdował się najbliżej.Drugi gościu szedł dalej w moją stronę.Był wysoki,zdecydowanie wyższy ode mnie i bardzo umięśniony.Niczym jakiś bramkarz przy dyskotekach.Jego prawą rękę zdobiły tatuaże.No i był łysy.Nie miał ani jednego włosa na głowie.Tak właśnie wyobrażałam sobie człowieka, który kogoś zabił, odsiedział wyrok w więzieniu i wyszedł na wolność, jednym słowem -przestępcę.Rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mi pomóc, ale nic nie znalazłam.Facet pchnął mnie na ścianę i przytrzymał.Nie czułam ziemi pod stopami, za to bardzo dobrze jego wstrętny oddech.
-Książka laleczko.. -powiedział.Jego głos był chropowaty, oschły. -Oddawaj książkę a nic wam się nie stanie.
-Chyba śnisz.. -nie wiem, dlaczego to powiedziałam.Nie udawaj super-bohaterki, nie jesteś nią.
-Ej..Nieładnie tak.Może gdybyście poprosili to byśmy wam ją dali? -Kacper stał z kawałkiem jakiejś deski w ręce.Facet, z którym się przed chwila bił leżał nieprzytomny na ziemi.Koleś numer dwa zaczął mnie dusić.Nie mogłam oddychać.I w panice kopnęłam go, prosto w krocze.Puścił mnie, a wtedy Kacper uderzył go w głowę deską.
-Wszystko w porządku? -pomógł mi wstać.Kręciło mi się w głowie. -Chodź.Do samochodu.Musimy znaleźć nowy hotel.. -i znowu trzymał mnie za rękę i biegł w stronę auta.Nie czułam nóg.Nie wiedziałam co się dzieje.Po chwili siedzieliśmy już w aucie.Kacper ruszył z piskiem opon.
-Nie zważaj na prawo.Chyba chodziło o to, że nie zapłaciliśmy za kawę... -wyszeptałam.O nie, świat zaczął mi wirować przed oczami. Kacper zatrzymał się na światłach, a ja w tym samym momencie zwymiotowałam.
-Cholera.. -słyszałam jak przeklina pod nosem, ale byłam już daleko, aby odpowiedzieć..Zemdlałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz