niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 12.

 Jest mi strasznie zimno.Powoli otwieram oczy, które zdają się ważyć ze 100 kilogramów.Jestem w jakimś małym pokoju.Lekko zaniedbanym.Leżę w łóżku pod kołdrą.Słyszę, że ktoś bierze prysznic - pewnie Kacper.Fatalnie się czuję.Powoli wstaję i podchodzę do stolika, na którym leży butelka z wodą.Wypijam jej zawartość i zdaję sobie sprawę, że jestem głodna.Przeraźliwie głodna.Rozglądam się i próbuję zlokalizować naszą torbę podróżną.Kiedy tak stoję i ogarniam gdzie co jest do pokoju wchodzi Kacper.
-O wstałaś już.. -uśmiecha się i opiera o ścianę. -Następnym razem informuj mnie jak ci się zbierze na wymioty i tracenie przytomności.
-Yhym.. -nie mam siły aby mu odpowiedzieć.Siadam na łóżku.Stanie w miejscu i rozglądanie się jest strasznie meczące.
-Pewnie jesteś głodna. -mówi i zabiera z oparcia krzesła swoją kurtkę. -Skoczę nam po coś do jedzenia. -kiwam głową zgadzając się.W życiu nie czułam się tak wykończona.Postanawiam jednak wziąć prysznic.Wstaję więc i w żółwim tempie wchodzę do łazienki.Gdzie my jesteśmy? To niewątpliwie nie jest hotel pięciogwiazdkowy.Nie mam jednak wyboru i wchodzę do kabiny prysznicowej mając nadzieję, że nie ma tutaj aż tak wielkiej ilości bakterii, chociaż, sądząc po wyglądzie tego pomieszczenia -zapewne się mylę.No cóż przynajmniej zaoszczędzimy na wynajęciu pokoju w tym "hotelu".
Kiedy już jestem ubrana i kończę spinanie włosów w kucyk słyszę, że Kacper już wrócił.W samą porę.Mogłabym zjeść konia z kopytami, tak mi burczy w brzuchu.
-Kupiłem nam naleśniki z czekoladą i kilka, jeszcze ciepłych drożdżówek. -mówi siadając na krześle i wyciągając zapakowane do styropianowych pudełek naleśniki.Jedno pudełko podaje mi.Jem na łóżku.Byłam tak strasznie głodna, że zjadłam swoje naleśniki i jedną drożdżówkę przed Kacprem.A to wyczyn!
-To co robimy? -pytam po chwili.
-Aa właśnie! -Kacper rzuca we mnie książką. Zapewne miałam ją złapać ale jestem jeszcze słaba i nie orientuję się w porę, przez co obrywam książką w twarz.Oczywiście - jak na osobę dobrze wychowaną przystało - Kacper nie może się powstrzymać i wybucha śmiechem. -Ale z ciebie ciapa! -komentuje całe zajście.
-Bardzo śmieszne.. -sprawdzam czy mój nos jest na swoim miejscu, to on najbardziej ucierpiał.Kiedy wiem już, że mój nos jest cały, otwieram książkę i -zaskoczenie- znajduję wierszyk!

Czeka was zadanie,
Zagadki rozwiązanie,
Jej treść się tutaj pojawi
Gdy w Katedrze Św. Piotra i Pawła będziecie stali.

-To co? Jedziemy tam? -pytam i zakładam buty.Lepiej nie tracić czasu i mieć już to zadanie z głowy.A potem tylko zwiać z tego miasta, żeby przypadkiem nie natknąć się na tych dwóch gości.Muszą być teraz mega wkurzeni na nas.Nie dziwię się.Przez tą deskę Kacper pewnie nabił im niezłych guzów na głowie.
Nie jedziemy jakoś specjalnie daleko.Jakieś 20 minut? Katedra jest naprawdę duża i stara.Zbudowana w stylu gotyckim.Kiedy jechałam tutaj poczytałam sobie o niej troszkę w internecie.Budowaną ją przez 400 lat! Długo, prawda? W skrócie -robi wrażenie.
Otwieram książkę i sprawdzam, czy pojawiła się już zagadka.Pustka.Nic nowego. 
-Może mamy wejść do środka? -Kacper wzrusza ramionami i otwiera drzwi.Wnętrze jest ogromne.W oknach znajdują się kolorowe witraże.Sufit jest tak strasznie wysoko.Nie wiem dlaczego ale naprawdę onieśmiela mnie to miejsce.Otwieram książkę.

Dla każdego inna,
Ciężka do opisania,
Jedni mówią o niej: piękna,prawdziwa, wieczna.
Drudzy zaś:niepotrzebna,fałszywa,zmienna.
Mistrzyni kontrastu
Między bólem a ukojeniem,
Między radością a smutkiem.
Niewidzialna, lecz odczuwalna..

Mamy zagadkę! Świetnie, teraz wystarczy ją tylko rozwiązać, prawda?Myślę więc nad odpowiedzią.Kacper jest zajęty rozglądaniem się, pewnie jego też zamurowało z wrażenia to miejsce.No cóż, wygląda na to, że sama muszę znaleźć rozwiązanie.Siadam więc na jednym z krzeseł i czytam ponownie treść..
-Co ty tam mruczysz pod nosem? -pytam, bo nie usłyszałam o co chodziło Kacprowi.Widzę, że jego uwagę przykuła ściana, a dokładniej jakiś jej kawałeczek.Kurcze, chyba jego stan psychiczny już całkiem się pogorszył.
-Chodź tutaj. -odwraca się w moją stronę.Wstaję więc i podchodzę do tej ściany.Kolejny wierszyk!

Za ołtarzem stanąć musicie
Odpowiedzi na zagadkę udzielicie.
Jeśli dobrze rozwiążecie,
Znajdziecie się w ukrytym świecie.

-Czyli, że co? Nagle książka przeniosła swoje wierszyki na ścianę? -nie bardzo ogarniam o co w tym wszystkim chodzi.
-Najwyraźniej. -Kacper spogląda na mnie. -Znasz już odpowiedź? 
-Chyba tak. -nie jestem pewna ale wydaje mi się, że znam rozwiązanie.Jeśli się okaże prawidłowe, to czytając zagadkę jeszcze raz,człowiek powie, że była banalna.Stajemy więc oboje za ołtarzem.Matko, czuje się jakbym robiła coś zakazanego, coś za co ludzie powinni umierać.Kiedy tak panikuję dostrzegam kolejny króciutki wierszyk.To jakieś wierszykowe szaleństwo!

Przeczytaj treść zagadki i powiedz rozwiązanie
A znajdziesz się na leśnej polanie,
Wśród drzew i traw znajdziecie człowieka
On na was od wieków tam czeka.

Czytam więc jeszcze raz zagadkę.
-Dla każdego inna,
Ciężka do opisania,
Jedni mówią o niej: piękna,prawdziwa, wieczna.
Drudzy zaś:niepotrzebna,fałszywa,zmienna.
Mistrzyni kontrastu
Między bólem a ukojeniem,
Między radością a smutkiem.
Niewidzialna, lecz odczuwalna..MIŁOŚĆ. -i nogi uginają się pode mną.Spadam w przepaść,ogromną przepaść.Cholera!

Światło.Jasne promienie muskają mi twarz.Jest tak jasno..strasznie jasno.Otwieram oczy i widzę zieleń.Wszędzie kolor zielony.Leżę na jakiejś łące, a wokół mnie pełno drzew.Szukam wzrokiem Kacpra.Leży kilka metrów dalej.W ręce nadal trzymam książkę, otwieram ją ale jest pusta.Zero wierszyków,ani śladu zagadki -wszystkie strony są czyste.Ani jednej literki.Kompletnie nic!Słyszę jak Kacper pojękuje i podnosi się z ziemi.
-Co to kurwa było?! -otrzepuje się i poprawia włosy.Potem podchodzi do mnie i pomaga mi wstać.
-Musimy znaleźć kogoś. -mówię cicho.Sama nie wiem dlaczego. -Tak pisało na ołtarzu.
-Powodzenia. -Kacper pokazuje ręką drzewa.I ma rację.Jest ich tutaj pełno.Gdzie my go mamy niby znaleźć?
-Dzień dobry. -niemal wskakuję Kacprowi na ręce.Normalnie z ziemi wyszedł sobie gościu! Z ziemi! Jakby nigdy nic.Stoi przed nami jakiś facet.Na oko ma 40 lat.No może 45.Jego włosy są białe.Jak śnieg.Jest wysoki i dziwnie ubrany.Niczym w jakimś średniowieczu czy coś.Ja pierdziele, chyba mam zawał. -Zapraszam do środka. -mówi i bum..nie ma go!Normalnie zapadł się pod ziemie.Spoglądam na Kacpra.Jest w takim samym szoku co ja.Nie wiem ile tak staliśmy.Kilka minut?Aż w końcu Kacper chwycił mnie za rękę i ruszył w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał ten pan.I znowu nogi się pode mną ugięły. Tym razem nie spadałam tak długo. Właściwie to był bardzo szybki upadek..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz