niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 11.

Jesteśmy w Troyes.Bardzo pięknym mieście we Francji.Mijaliśmy wiele gotyckich i renesansowych kościołów, niestety, nie mamy czasu na zwiedzanie.Miłe,przyjemne miejsce -tak bym je zdefiniowała.Dlaczego akurat tutaj, tego jeszcze nie wiemy.Co chwilę jedno z nas zagląda do książki, aby sprawdzić, czy pojawiło się w niej coś nowego.Jak na razie nic.Tak wiec, zameldowaliśmy się w hotelu i postanowiliśmy pójść coś zjeść.Idziemy pieszo, wydaje mi się, ze mamy już troszeczkę dość przemieszczania się autem.Ta podróż bywa męcząca, zdecydowanie najbardziej szkodzi Kacprowi, który nie chce, abym to ja prowadziła.Chociaż przez dzień.A co ciekawsze jego jedyny argument brzmi tak: "Nie jestem pijany i głupi."Czy trzeba być pijanym i głupim, kiedy daje się dziewczynie prowadzić auto?Faceci..Niby prymitywne istoty, a jak bardzo momentami irytujące. Zajęliśmy stolik na świeżym powietrzu.Jest ciepło, chociaż zbliża się powoli zima.W tym roku, Boże Narodzenie spędzę z dala od domu, rodziny.Boli mnie to, ze tak bardzo ich zraniłam tym wyjazdem.Mam nadzieję, że jeśli wrócę kiedyś do domu, wybaczą mi. Taaa... jeśli wrócę.Zamówiliśmy jakieś losowe dania z menu.Ostatnio najczęściej tak robimy.Nie wiemy za bardzo, co oznaczają te nazwy, więc nie będziemy zgrywać nie wiadomo jakich konsumentów.Dołączyliśmy do zamówienia dwie kawy.
-Dziwne, ze jeszcze nie ma nic nowego.. -mówię przeglądając książkę.
-Ciekawe jak ona się aktywuje. -Kacper przesunął stojącego na stoliku tulipana w wazonie, tak aby miał lepszy widok.
-Magia. -odpowiadam. -To wszystko jest dla mnie magią.Czymś niewyobrażalnym.
-Yhymm..-Kacper mruknął coś pod nosem.Ewidentnie za moimi plecami znajdowało się coś interesującego. Zamierzałam się odwrócić, chciałam zobaczyć co go tak zaciekawiło, ale chwycił mnie za rękę. -Nie.Nie odwracaj się. 
-O co chodzi? -spytałam.Nie odwróciłam się.
-Dwóch kolesi.Siedzą na ławce i co chwilę się tutaj gapią.
-Może na te dziewczyny przy stoliku obok? -kiwnęłam głową w stronę dwóch nastolatek.Wyglądały na 15, może 16 lat.Piły coś z filiżanek i rozmawiały, żywo gestykulując i śmiejąc się. 
-Może.. -Kacper wzruszył ramionami.Kelnerka przyniosła nam właśnie kawę.Na nasze dania będziemy musieli pewnie jeszcze trochę poczekać. Wzięłam mały łyk.Bardzo dobra, taka.. delikatna, następnie znowu kartkowałam książkę.I jest.
-Mam! -niemal wykrzyknęłam, kiedy zauważyłam nowy wierszyk.
-Czytaj. -Kacper zabrał sie za picie swojej kawy.


Uważaj na nogi,
Nogi was gonią,
Uważaj na uszy,
Uszy was słyszą,
Uważaj na oczy,
Oczy was widzą,
Nie zważaj na prawo,
Uciekaj co tchu,
Nie mogą was złapać.
Nie teraz, nie tu.

-Cholera! -krzyknęłam.Oczy wszystkich zwróciły się w moja stronę.Nawet Kacper patrzył na mnie, jakbym była wariatką.Odwróciłam się gwałtownie.Faceci, którzy jeszcze przed chwilą siedzieli na ławce, teraz szli w naszą stronę. -Gonią nas! Musimy zwiewać! -Kacper wstał i chwycił mnie za rękę, powoli zmierzaliśmy przed siebie.Odwróciłam się, już nie szli, biegli.Kurde! Zaczęłam panikować ale Kacper wydawał się zadziwiająco spokojny. Przynajmniej tak mi się wydawało.Ruszył w boczną uliczkę.Troszkę węższą i ciemniejszą ale nadal bardzo ładną.I zaczął uciekać, biegł trzymając mnie za rękę.
-Szybko.. -wypalił. -Musimy ich zgubić. -przyśpieszył i znowu skręcił w jakąś uliczkę.Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam.Niestety, godziny siedzenia w samochodzie dały się we znaki i już po kilku minutach ciężko oddychałam.A Kacper znowu gdzieś skręcił.Za chwile sami się zgubimy w tym mieście! Obejrzałam się za siebie.Nie widziałam nikogo.Kilka przechodniów rzuciło nam bardzo dziwne spojrzenie.Uśmiechnęłam się grzecznie. "My tylko joggingujemy" -pomyślałam.Tak, joggingujemy w dżinsach i trampkach.Na pewno, też tak im się wydaje.Kacper zatrzymał się za ścianą jednego z budynków.Oddychał szybko, mi brakowało powietrza.
-Już? -spytał po chwili. -Możemy biec dalej? -związałam swoje włosy w kucyk.Jak to dobrze, że wzięłam ze sobą frotkę do włosów.Było mi strasznie gorąco.Kiwnęłam głową zgadzając się.Nie miałam siły by odpowiedzieć.Kacper znowu chwycił mnie za rękę i ruszył przed siebie.Zauważyłam, że robimy kółko.On chce wrócić do hotelu!Tylko, co, jeśli oni wiedzą, gdzie chwilowo mieszkamy? Zatrzymałam się gwałtownie i wyszarpałam rękę Kacprowi. 
-Co jest? -zatrzymał się kilka metrów dalej. Wzięłam głęboki oddech.Nie byłam pewna, czy uda mi się coś powiedzieć.
-A co .. -wydyszałam. -jeśli oni wiedzą... - i znowu wdech i wydech. -gdzie mieszkamy? -chyba nie spodziewał się tego pytania.Nie brał takiej możliwości pod uwagę.Może oni nas wcale nie ścigają.Może czekają sobie teraz spokojnie pod naszym hotelem? To by było mądre posunięcie z ich strony...i bardzo niekorzystne dla nas.
-Musimy to sprawdzić.. -Kacper odpowiedział mi dopiero po chwili.Nie biegliśmy już tak zawzięcie jak przedtem, chociaż jak dla mnie, nie była to wielka różnica.Znaleźliśmy się za boczną ścianą hotelu.Wyglądnęliśmy powoli zza ściany, w celu sprawdzenia, czy dwójka facetów kręci się gdzieś przy wejściu.I faktycznie, stali tam.Co za pech!
-Kurwa.. -Kacper uderzył pięścią w ścianę.Szukałam jakiejś podpowiedzi w książce ale nic nie znalazłam. Chociaż... chwilka.
-Nie zważaj na prawo. -wyszeptałam.O co tutaj chodzi?
-Co.. mamy ich zabić? -Kacper przeczesał dłonią włosy, które były gdzieniegdzie mokre od potu.Ciekawe, jak moje wyglądają...Nie, nie chcę tego wiedzieć  i to chyba nie najlepszy moment na takie problemy, mamy teraz znacznie większe..
-Nie. Nie zabić. -na pewno nie o to chodziło.Zabić kogoś? Czy ja jestem zdolna do takich rzeczy?Zrobiło mi się zimno na samą myśl takiego obrotu sprawy.Karolina użyj mózgu. Jakiś plan by nam się przydał..
-Dlaczego akurat zaparkowałem nasze auto tuż przy wejściu? -Kacper chodził tam i z powrotem.Mówił sam do siebie. -No ale gdzie go miałem postawić? -Rozglądnął się. Świetnie, on sam sobie dopowiadał na pytania!Wariat!Razem z potem musiał się także uwolnić jego rozum. Wyglądnęłam powoli zza ściany...
-Nie ma ich! -wypaliłam.Kacper stanął obok mnie i także się wychylił.
-Dziwne.. -powiedział.
-Oj. Bardzo dziwne. -Odwróciliśmy się.Faceci stali i patrzyli na nas dziwnie się przy tym uśmiechając.Jeśli można to nazwać uśmiechem. Kurcze, musieli iść naokoło budynku.Razem ruszyli w naszą stronę.Kacper od razu rzucił się na tego, który znajdował się najbliżej.Drugi gościu szedł dalej w moją stronę.Był wysoki,zdecydowanie wyższy ode mnie i bardzo umięśniony.Niczym jakiś bramkarz przy dyskotekach.Jego prawą rękę zdobiły tatuaże.No i był łysy.Nie miał ani jednego włosa na głowie.Tak właśnie wyobrażałam sobie człowieka, który kogoś zabił, odsiedział wyrok w więzieniu i wyszedł na wolność, jednym słowem -przestępcę.Rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mi pomóc, ale nic nie znalazłam.Facet pchnął mnie na ścianę i przytrzymał.Nie czułam ziemi pod stopami, za to bardzo dobrze jego wstrętny oddech.
-Książka laleczko.. -powiedział.Jego głos był chropowaty, oschły. -Oddawaj książkę a nic wam się nie stanie.
-Chyba śnisz.. -nie wiem, dlaczego to powiedziałam.Nie udawaj super-bohaterki, nie jesteś nią.
-Ej..Nieładnie tak.Może gdybyście poprosili to byśmy wam ją dali? -Kacper stał z kawałkiem jakiejś deski w ręce.Facet, z którym się przed chwila bił leżał nieprzytomny na ziemi.Koleś numer dwa zaczął mnie dusić.Nie mogłam oddychać.I w panice kopnęłam go, prosto w krocze.Puścił mnie, a wtedy Kacper uderzył go w głowę deską.
-Wszystko w porządku? -pomógł mi wstać.Kręciło mi się w głowie. -Chodź.Do samochodu.Musimy znaleźć nowy hotel.. -i znowu trzymał mnie za rękę i biegł w stronę auta.Nie czułam nóg.Nie wiedziałam co się dzieje.Po chwili siedzieliśmy już w aucie.Kacper ruszył z piskiem opon.
-Nie zważaj na prawo.Chyba chodziło o to, że nie zapłaciliśmy za kawę... -wyszeptałam.O nie, świat zaczął mi wirować przed oczami. Kacper zatrzymał się na światłach, a ja w tym samym momencie zwymiotowałam.
-Cholera.. -słyszałam jak przeklina pod nosem, ale byłam już daleko, aby odpowiedzieć..Zemdlałam.

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 10.

Dom starszej pani zapiera dech w piersiach. W korytarzu znajdują się dwie gabloty ze szklanymi drzwiami, w środku stoją porcelanowe zastawy i figurki, człowiek może spokojnie przeglądać się w nich niczym w lustrze.Podłoga z drewnianych ciemnych paneli również lśni.Po prawej stronie znajdują się masywne schody, mam wrażenie jakby prowadziły do naprawdę tajemniczych komnat.W salonie znajduje się duża skórzana sofa i dwa też całkiem spore fotele.Cała prawa ściana jest z półek na książki, których jest tutaj mnóstwo.Wielki jasny dywan to kontrast do ciemnych paneli.Mam wrażenie jakbym była w muzeum.Wszystko tutaj jest naprawdę stare ale utrzymane w idealnym stanie.Dom z zewnątrz wydawał się malutki, wewnątrz jest niczym pałac.
-Proszę usiądźcie. -Starsza pani kieruje nas w stronę sofy, na której wraz z Kacprem siadamy. -Zrobię wam herbatkę. -Nie zdążyliśmy zaprotestować, a już jej nie było.Rozglądam sie po pokoju.To naprawdę niesamowite firanki w oknach wyglądają na bardzo delikatne, zasłony zaś przeciwnie wydają się ciężkie.Spoglądam na Kacpra.Patrzy się na półki z książkami. Pewnie zastanawia się czy one wszystkie też prowadzą do jakichś ukrytych miast.
-Wczoraj upiekłam ciasto.Chyba się was spodziewałam. -Starsza pani wraca z tacą, na której znajdują się trzy filiżanki, dzbanek i talerz z kawałkami placka, który wygląda smakowicie.Kiedy kończy nalewać każdemu z nas herbatę siada na fotelu naprzeciwko nas.Zapada cisza.Czuję jakby to była cisza przed burzą. Nie chcę aby to Kacper prowadził rozmowę, więc sama zaczynam.
-Wie Pani.. -biorę głęboki oddech.Kurcze, może lepiej by było gdyby to jednak Kacper zaczął. Spoglądam na niego.Jego mina wyraźnie mówi:"Zaczęłaś to skończ". -Znaleźliśmy w książce pewien wierszyk.
-Wiem. -Staruszka mi przerywa. -Moje dziecko, domyślam się, że go znaleźliście i rozwiązaliście zagadkę.Inaczej nie trafilibyście tutaj. -Patrzy na nas takim wzrokiem, że mam ochotę zapaść się w tą sofę.
-Problem w tym.. -Głos zabiera Kacper. -My nie wiemy o co chodzi w tym wszystkim.A no i jeszcze...Wie pani, kiedyś nas było 5.Chcielibyśmy odzyskać kolegów i jeśli to możliwe zapomnieć o tym całym mieście i książce.
-Obawiam się, ze to nie jest możliwe.Nie przez przypadek zostaliście sami we dwójkę.To wy musicie znaleźć klucz.Wasi przyjaciele są cali i zdrowi.
-A niby skąd pani to wie? -Kacper wyprostował się.Chyba zaczyna się denerwować..
-Młodzieńcze ja tą książkę napisałam. Ja wiem co się wydarzy.
-To znaczy, ze pani tak jakby zna naszą przyszłość?
-Tak.Wiedziałam, ze jesteście w pobliżu.Mam swoich prywatnych szpiegów.
-Chodzi pani o tych detektywów, którzy cały czas siedzą nam na ogonie?
-To nie są detektywi. -Staruszka spojrzała na nasze filiżanki. -Dlaczego nie pijecie mojej herbaty? Napijcie się i zjedzcie chociaż kawałek ciasta.. -Kiedy to powiedziała to już całkowicie straciłam apetyt na ten placek.Od początku wydaje się dziwna ale teraz zaczynam się jej bać.Kacper chyba się nie wystraszył.Wziął do ręki filiżankę i napił się. Następnie zjadł kawałek ciasta.
-Zrób to co ci każe bo inaczej się nic nie dowiemy. -Szepnął mi do ucha.Nie mam wyjścia.Niepewnie upiłam herbatę.Hmm.. owocowa.Naprawdę dobra.Placek też mi smakował.Drożdżowy ze śliwkami.Pyszotka.
-A więc kontynuując...-Staruszka oparła się na fotelu i złożyła razem dłonie, które następnie oparła o swój brzuch. -Macie ze sobą księgę? 
-Tak.. -Kacper wyciąga z kieszeni w wewnętrznej stronie kurtki książkę.
-Przeczytaj nowy wierszyk. -Staruszka posyła mu serdeczny uśmiech. Zaraz, kolejny wierszyk? Co? Kacper unosi ze zdziwienia brwi i kartkuje księgę, kiedy nagle zatrzymuje się.Widać, że jest w lekkim szoku.Spoglądam mu przez ramię na otartą stronę.O kurwa! Nowy wierszyk!

Z piątki tylko dwójka zostanie.
Dwójka tych co największe siać będą zamieszanie.
To ich strzec się powinni  Drummondorzy.
Dwójka zwykłych ludzi, ze zwykłego świata, zejdzie na dół,
W otchłań Aida.Znajdą klucz i bramę otworzą.
Wygnanych do domu sprowadzą.
Już zawsze będzie jak było.
Jak gdyby nic złego się nie wydarzyło.
Wybrani-tak będą o nich mówić.
Księga bowiem to tylko podpowiedzi.
Cała moc w tej dwójce siedzi.
Ona czeka na właściwy moment.
Bowiem kiedy wyjdzie,
Z Aida nic nie pozostanie.
Zło zakończy swój żywot w  Tremaine.
A Wybrani odwiedzą inne krainy.

-To wy jesteście tą dwójką.To w waszych rękach jest teraz nasze miasto - Tremaine.
-A o co chodzi z tym całym Aidem? -pytam niepewnie.Mój mózg, który jest w szoku odkąd dowiedziałam się w hotelu, ze to nie jest zwykła podróż z banalnymi przygodami, tylko ucieczka ze skradziona książką ale teraz, to wydaje mi się, ze jest totalnie sparaliżowany.Zupełnie nie wiem co się dzieje.Co jak co ale takich przygód to się nie spodziewałam..
-To przywódca Drummondorów. To oni mnie wygnali z miasta, gdy tylko dowiedzieli się, że piszę tę książkę.Teraz, kiedy pojawiła się wasza 5 i ukradła ją z muzeum, zaczęli się bać.To nie detektywi was ścigają, to są słudzy Aida.Porwali waszych kolegów.. -W tym miejscu staruszka zaśmiała się cicho. -Głupcy nawet nie wiedzieli, ze porywając waszych przyjaciół ułatwiają wam zadanie.Nie martwcie się.Wasi koledzy sobie poradzą.Wy macie jednak mnóstwo pracy przed sobą.Moi ludzie jak na razie próbują powstrzymać sługusów Aida.Tak abyście spokojnie mogli wyjechać do następnego punktu podróży.Nie wiem jednak jak długo mogą tak grać z nimi na czas.Została was dwójka, dwójka Wybranych. Musicie jak najszybciej znaleźć ten klucz.
-Nie może nam pani powiedzieć, gdzie on jest? Pisała pani tę książkę, więc musi Pani wiedzieć kolejne wierszyki i zagadki.. -Kacper i ta jego dedukcja.Trzeba przyznać, że bardzo trafiona.
-To nie takie proste.Kiedy jeździcie do kolejnych miejsc wasza moc rośnie.Kiedy rozwiązujecie zagadki powoli ja kontrolujecie.Gdybym wam powiedziała teraz gdzie jest klucz, to wszyscy byśmy zginęli.Nie mogę tego zrobić.Sami musicie się zmierzyć ze swoim przeznaczeniem.Musicie zacząć żyć, nie istnieć... -I znowu zapadła cisza.Z nerwów zaczęłam się śmiać.Jakie to wszystko jest powalone.Magiczna moc? Serio? No ale skoro jest tajemnicze miasto, księga z pojawiającymi się wierszykami, to przecież magia jest żadną niespodzianką. Może spotkamy gdzieś jednorożca? Albo elfy.Ooo to by było coś.Zobaczyć Legolasa -moje marzenie odkąd skończyłam 7 lat i oglądnęłam Władcę Pierścieni.
-Musimy już iść. -Kacper wstaje z sofy i wychodzi z salonu.Robi mi się głupio z powodu jego zachowania, chociaż się mu nie dziwię.Jest pewnie w szoku.Wstaję z sofy i uśmiecham się miło do Starszej Pani.
-Dziękuję bardzo. -mówię grzecznie. -Pomogła nam Pani.
-Oj dziecko. -Staruszka wstaje z fotela i podchodzi do mnie. -Mam na imię Ailla. 


 Kiedy wracamy z powrotem w stronę warsztatu, w którym jest nasz samochód nic nie mówimy.Nie patrzymy się nawet na siebie.Próbujemy chyba w jakiś sposób pogodzić się z tym, że już prawdopodobnie nigdy nie będzie, jak dawniej.I to boli.Bardzo boli.Wiem, że sami tego chcieliśmy, sami się w to wpakowaliśmy ruszając w tę podróż, ale prawda jest taka, że nie żałujemy tego.Ani ja, ani Kacper, nie żałujemy tego, że zdecydowaliśmy się na coś, czego chcieliśmy.Chcieliśmy przygody, lepszego życia.I może to jest to.Może tak jest dla nas lepiej.
W warsztacie dowiedzieliśmy się, że nasze auto jest już naprawione i może spokojnie jechać dalej.
-To co, kontynuujemy wycieczkę? -Kacper spogląda na mnie i widzę w jego oczach coś nowego.To nie jest nadzieja, ani radość - to strach.On się boi, tak samo jak ja.Boimy się, że nasze przeznaczenie okaże się tak naprawdę naszą zgubą, przekleństwem...

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 9.

 Spędziliśmy w hotelu jeszcze trzy dni i ruszyliśmy w drogę..Podczas gdy Kacper skupiał się na prowadzeniu samochodu ja przeglądałam książkę..

 Jest pewien domek,
A wokół niego płotek,
Płotek jest biały,
Trawnik zielony,
Bardzo równiutko zawsze przystrzyżony,
Mieszka w nim Pani,
Pani niezwykła,
Co kiedyś w tym mieście żyła,
Pióro w ręce trzymała,
I pisała,
Pisała pięknie,
Dostojnie,
Lecz nie dla wszystkich wygodnie,
Wygnana z miasta,
Za prawdę w słowie,
Za prawdę piórem pisaną na kartce,
Opuszczając swoje ziemie,
I żegnając się z rodziną,
Wzięła coś ze sobą,
Jedna rzecz,
Kilka kartek,
Mnóstwo słów,
Ruszyła w świat trzymając w ręce,
W ręce trzymając prawdę całą,
Dziś tą prawdę trzymasz ty,
Znajdziesz domek,
Biały płotek,
Zielony trawniczek,
Aby to zrobić,
Podpowiedź masz jedną,
Skowronek pięknie śpiewa,
Niosą tę pieśń kwiaty,
Kwiaty niebu śpiewają,
A na niebie gwiazdy słuchają..

Czytam ten wierszyk chyba po raz setny.Coś jest nie tak.. Wydaje mi się, że wcześniej go nie było, ale to przecież niemożliwe.Czytam go jeszcze raz.Kurcze, no przecież nie było go wcześniej! 
-Kacper.. -jestem już tak bardzo zagubiona, że muszę sięgnąć porady. -Przeczytam ci coś..
-Co zrobisz? -chłopak ścisza radio i spogląda na mnie.
-Przeczytam ci wierszyk -mówię spokojnie. -Wydaje mi się, że wcześniej go nie było w tej książce.. -widzę, że jego usta już się otwierają aby coś powiedzieć, więc szybko zaczynam czytać.Kiedy kończę widzę, że wzrok ma z powrotem utkwiony na asfalcie przed nami.
-I co? To już? -pyta po chwili.
-Tak. I co kojarzysz go czy nie?
-Nie kojarzę.. ale to przecież niemożliwe żeby nam ktoś dopisał w książce wierszyk.. -Kacper przewraca oczami.
-No ja też tak myślałam..Tylko skąd on się tutaj znalazł?
-Nie wiem..Może jak czytaliśmy książkę to nam ta strona akurat się sklejała z inną? -Opieram się wygodniej na siedzeniu.Teoria Kacpra jest logiczna ale z drugiej strony czytać kilkaset razy książkę i nie zauważyć sklejonej kartki? Tylko, jeśli faktycznie nie było tutaj tego wierszyka to jak on się teraz w niej znalazł? Moje rozmyślenia przerywa nagłe zatrzymanie samochodu.Dlaczego nie jedziemy?
-Stało się coś? -pytam i dopiero teraz zauważam policjanta przy szybie naszego samochodu.Przekroczyliśmy prędkość? Słucham rozmowy Kacpra z policjantem ale oczywiście nic z niej nie rozumiem.Mogłam sobie kupić słownik z rozmówkami.Tylko, że zaś musiałabym w nim szukać co chwilę słów i zanim zrozumiałabym choć trochę rozmowy, ta pewnie by się już skończyła. Wolę siedzieć i czekać aż Kacper mi wszystko wyjaśni.
-Musimy wracać do miasta.. -Kacper odwraca się do mnie, kiedy pan władza odchodzi.
-Dlaczego? -o kurcze..złapali nas? Przecież wtedy to chyba by nas od razu aresztowali, nie?
-Nie działa nam tylne światło. Musimy je naprawić..
-To nie zauważyłeś tego wcześniej? 
-No właśnie nie.Sprawdzałem wszystko przed naszym wyjazdem i jeszcze wtedy działało światło. -kurcze, nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło.Zawracamy więc i kierujemy się z powrotem do Dieuze. Rozglądam się i nie widzę nigdzie radiowozu.Tak szybko odjechali? Dziwne.Sięgam jeszcze raz do książki.Coś jest w tym wierszyku...
-Kacper..
-Co znowu? -wiem, że jest zdenerwowany.Tracimy czas przez głupie światła.
-Tutaj pisze, że powinniśmy znaleźć biały domek..
-Jaki domek? Po co go mamy szukać? 
-No tutaj tak pisze.. 
-A niby jak ty zamierzasz znaleźć biały domek? Wiesz, może nie jestem geniuszem ale tych domków białych to pewnie jest dużo..
-No tutaj jest podpowiedź dla nas.. -szybko czytam drugi raz wierszyk.
-I rozumiesz coś z tej podpowiedzi? -Kacper wyraźnie ze mnie drwi.No ale ma rację.Przecież nic nie wiadomo z tego.Do końca naszego powrotu do miasta nie odzywam się już..


Podczas gdy Kacper odwiedził warsztat w celu naprawy świateł ja postanowiłam udać się do sklepu po zakup słownika i jedzenia.
Chodzę po sklepie i wkładam do wózka bułki,banany itp. Podchodzę to kasy i mam szczęście, ekspedientka mówi po angielsku.Płacę więc za zakupy kradzioną kartą kredytową, którą dał mi Kacper i wychodzę ze sklepu.Jak gdyby nigdy nic.Kurcze, ale ze mnie przestępca. Zaczynam się śmiać sama z siebie.Wyjmuję słownik i przeglądam jego zawartość..
Nie wiem dlaczego ale zaczynam szukać pojedynczych słów z języka francuskiego i doznaję olśnienia.Biegnę jak głupia do warsztatu samochodowego.Chyba odkryłam zagadkę!


-Co się stało? -Kacper jest wyraźnie zaniepokojony.Ledwo łapię oddech.Dawno nie biegałam więc bardzo łatwo się zmęczyłam tym krótkim dystansem..
-Kacper -sapię -Chyba wiem o co chodzi w tym wierszyku. 
-Poczekaj. -Kacper bierze ode mnie siatkę z zakupami i wkłada ją na tylne siedzenia. -Pójdziemy na kawę do kawiarni.Musimy i tak czekać godzinę zanim nam to naprawią. Wtedy mi wszystko opowiesz.
-Okej..

Mój oddech uspokoił się dopiero wtedy, kiedy usiedliśmy na krzesłach w kawiarni.Zdecydowanie muszę zacząć ćwiczyć.Tylko jak? W samochodzie?
-No to mów.. -Kacper jest wyraźnie zaciekawiony tym co mam zamiar mu powiedzieć.
-Po pierwsze jesteśmy kretynami.
-To już wiemy od ostatniej nocy z winem.. -kelnerka przynosi nam dwie latte. 
-Po drugie dzięki mojemu genialnemu mózgowi udało mi się rozwiązać zagadkę..Przeglądając słownik trafiałam na pojedyncze słowa..Mianowicie kwiaty, gwiazdy itp. 
-Przejdź do sedna Karolina.. -Kacper bierze łyk kawy.
-Skowronek po francusku to alouette. Zatrzymaliśmy się w restauracji o tej nazwie, pamiętasz? Gwiazdy czyli étoile  i kwiatki - fleurs, były w nazwie naszego hotelu, do którego pojechaliśmy zaraz po zjedzeniu. "Skowronek pięknie śpiewa,Niosą tę pieśń kwiaty,Kwiaty niebu śpiewają,A na niebie gwiazdy słuchają.." - to są nazwy miejsc w których byliśmy. Po kolei: skowronek,kwiatki i gwiazdy.Ten dom musi się znajdować gdzieś pomiędzy nimi.. -ostatnie zdanie niemal wykrzykuję z zadowolenia.Kacper jeszcze przez chwilę myśli nad moimi słowami, po czym uśmiecha się szeroko.
-Karolina, jesteś Sherlockiem normalnie! -zaczyna pić latte jak opętany.
-Co ty robisz? 
-No nie mamy czasu.Idziemy szukać tego domu nie? 
-Teraz?
-No przecież mamy godzinę wolną.Znajdziemy domek i starszą panią, która mieszkała w tym mieście,którego szukamy. -Odstawia pustą szklankę i wstaje z krzesła.Kurcze, to nie fair.Ja nie zdążyłam wypić swojej! Nie robię jednak awantury i także wstaję.Nie ma na co czekać -pora znaleźć domek i staruszkę!


-To chyba ten. -mówię stojąc pod małym białym domkiem.Opis się zgadza, jest biały dom, jest biały płotek i jest trawa, czy przystrzyżona idealnie nie powiem, bo nie mam linijki żeby sprawdzić..
-To wchodzimy. -Kacper otwiera furtkę i wchodzi do ogródka.Idę zaraz za nim. Stukamy w drzwi, ponieważ nie możemy znaleźć dzwonka.Mijają jakieś dwie minuty nim drzwi się otwierają.
-Kto tam? -nie wiem czy przez przeczytanie kilku słów w słowniku nauczyłam się francuskiego, ale rozumiem mowę tej pani.To znaczy, nie wiem czy to pani, ponieważ drzwi się uchyliły i widzę tylko wystające z nich siwe włosy.Biedna staruszka pewnie boi się nam otworzyć.
-Dzień dobry -Kacper zabiera głos. -Przyszliśmy do pani w sprawie książki.
-Jakiej książki? 
-Tej, którą pani napisała a potem wzięła ze sobą, kiedy wygnali panią z tajemniczego miasta.. -Chwila ciszy.Drzwi zamykają się.Super.To chyba nie ten dom..Jednak po chwili stoi przed nami staruszka.Wygląda jak bardzo miła babcia.Jest niskiego wzrostu, ma siwe loczki na głowie i okulary na nosie.
-Szedł ktoś za wami? -pyta cicho.
-Nie.Nikogo nie widzieliśmy.. -Kacper rozgląda się wokół.
-To dobrze.Wchodźcie do środka.. -Tak też robimy..